PROLOG CZĘŚCI IV BIEBER&YORKS
ZWIASTUN http://youtu.be/0otd_JCUf3c
W holu panowała przeraźliwa cisza, którą przerywał jedynie równomierny stukot obcasów pośpiesznie podążającej przed siebie kobiety. Tuż za nią kroczył posiadacz prawdopodobnie najpiękniejszych czekoladowych tęczówek na całym świecie. Jednak tym razem w jego oczach brakowało charakterystycznych dla nich iskierek. Jego spojrzenie wydawało się być puste i nieobecne. Jakby nawet do końca nie zdawał sobie sprawy z tego gdzie się znajduje. Również wyraz jego twarzy nie zdradzał żadnych emocji. Było w nim jednak coś cholernie intrygującego. W całym tym swoim opanowaniu był po prostu piękny, jeżeli można w ten sposób powiedzieć o mężczyźnie. Rysy jego twarzy powodowały, że nie można było odwrócić od niego wzroku.
Kobieta nagle zatrzymała się i rozejrzała wokół siebie, chociaż wcale nie musiała tego robić. Drogę znała przecież aż za dobrze. Było to jednak spowodowanie jej chwilowym zawahaniem się. Trwało to jednak zaledwie sekundę tak, że idący za nią szatyn nawet nie musiał wstrzymać swego marszu. Oboje zatrzymali się dopiero przed drzwiami jednego z gabinetów. Nie pytając nawet kogoś z personelu o zgodę kobieta po prostu chwyciła za klamkę i weszła do środka. Kiedy tylko zatrzasnęły się za nimi drzwi mężczyzna siedzący za biurkiem natychmiast podniósł wzrok.
- Pani Mallette? – zdziwił się widząc ją u siebie po raz trzeci w tym samym tygodniu – Nie przypominam sobie, żebyśmy byli umówieni – powiedział zerkając kątem oka na rozłożone przed sobą notatki.
- Doktorze – kobieta jęknęła w ogóle go nie słuchając – Proszę mi pomóc. Ja już nie daję rady – pokręciła głową zaciskając przy tym usta by nie wybuchnąć płaczem.
- Już o tym rozmawialiśmy – westchnął – Jedyne co mogę zrobić to przepisać mu kolejne tabletki – powiedział z zawodowym spokojem w głosie.
- Kolejne? – niemalże wrzasnęła – Niech pan tylko na niego spojrzy. Ja już go nie poznaję. Z każdym dniem tracę własne dziecko! Kolejne tabletki całkiem go wyniszczą – powiedziała z nieukrywaną rozpaczą – Jest pan najlepszym specjalistą w całym kraju. Musi pan mu pomóc w jakiś inny sposób!
- Nie mogę – powiedział – Jestem bezsilny dopóki on sam chociaż w pewnym stopniu nie pogodzi się z tym co się stało. Dopiero wtedy mogę zacząć skuteczną terapię. Poprawa stanu w znacznym stopniu zależy od samego pacjenta – wytłumaczył.
- Nie wierzę, że nic…
- Mamo – przerwał jej nagle Justin. Kobieta natychmiast odwróciła się w jego stronę jakby w ogóle zapomniała, że znajdował się on wraz z nimi w tym samym pomieszczeniu – Jesteś pewna, że to właśnie tutaj mam się spotkać z Andreą? – spytał na co kobieta ukrywając twarz w dłoniach po prostu wybuchnęła niepohamowanym płaczem.
Kobieta nagle zatrzymała się i rozejrzała wokół siebie, chociaż wcale nie musiała tego robić. Drogę znała przecież aż za dobrze. Było to jednak spowodowanie jej chwilowym zawahaniem się. Trwało to jednak zaledwie sekundę tak, że idący za nią szatyn nawet nie musiał wstrzymać swego marszu. Oboje zatrzymali się dopiero przed drzwiami jednego z gabinetów. Nie pytając nawet kogoś z personelu o zgodę kobieta po prostu chwyciła za klamkę i weszła do środka. Kiedy tylko zatrzasnęły się za nimi drzwi mężczyzna siedzący za biurkiem natychmiast podniósł wzrok.
- Pani Mallette? – zdziwił się widząc ją u siebie po raz trzeci w tym samym tygodniu – Nie przypominam sobie, żebyśmy byli umówieni – powiedział zerkając kątem oka na rozłożone przed sobą notatki.
- Doktorze – kobieta jęknęła w ogóle go nie słuchając – Proszę mi pomóc. Ja już nie daję rady – pokręciła głową zaciskając przy tym usta by nie wybuchnąć płaczem.
- Już o tym rozmawialiśmy – westchnął – Jedyne co mogę zrobić to przepisać mu kolejne tabletki – powiedział z zawodowym spokojem w głosie.
- Kolejne? – niemalże wrzasnęła – Niech pan tylko na niego spojrzy. Ja już go nie poznaję. Z każdym dniem tracę własne dziecko! Kolejne tabletki całkiem go wyniszczą – powiedziała z nieukrywaną rozpaczą – Jest pan najlepszym specjalistą w całym kraju. Musi pan mu pomóc w jakiś inny sposób!
- Nie mogę – powiedział – Jestem bezsilny dopóki on sam chociaż w pewnym stopniu nie pogodzi się z tym co się stało. Dopiero wtedy mogę zacząć skuteczną terapię. Poprawa stanu w znacznym stopniu zależy od samego pacjenta – wytłumaczył.
- Nie wierzę, że nic…
- Mamo – przerwał jej nagle Justin. Kobieta natychmiast odwróciła się w jego stronę jakby w ogóle zapomniała, że znajdował się on wraz z nimi w tym samym pomieszczeniu – Jesteś pewna, że to właśnie tutaj mam się spotkać z Andreą? – spytał na co kobieta ukrywając twarz w dłoniach po prostu wybuchnęła niepohamowanym płaczem.
__________________________________
Kto nie ogarnia prologu znaczy, że nie czytał poprzednich części tego opowiadania. Tak tak Bieber&Yorks POWRACA!! Poprzednie rozdziały znajdziecie w archiwum po prawej stronie. Zaczynają się od lutego 2011
wszystkie pytania kierujcie tutaj http://ask.fm/shawtybiebera lubhttps://twitter.com/ShawtyBiebera

kto chce być informowany o rozdziałach niech da mi znać, bo robię nową listę 

A TAK W OGÓLE TO DO ZOBACZENIA W ŁODZI. OMGFSLFGSPAFGSAPGJSAGJG *__________________*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz